Z wędką w ręce

Z wędką w ręce

wtorek, 7 kwietnia 2015

Nasze miejscówki - czy warto się nimi dzielić ?

     Ostatnio miałem okazję przeprowadzić burzliwą debatę z zaprzyjaźnionymi wędkarzami  na temat czy warto dzielić się swoimi " miejscówkami" wędkarskimi i informacjami na ich temat. Każdy przedstawił swoje "za" i "przeciw" na ten temat jak i każdy użył sensownych argumentów.
     Muszkarze jeżdżący na odcinki specjalne, gdzie obowiązuję całkowity zakaz zabierania ryb przytoczyli ciekawy temat o kulturze takich wędkarzy. Mianowicie wędkarze wędkujący na odcinkach specjalnych, gdzie zabronione jest zabieranie złowionych przez nas ryb są do siebie nastawieni przyjacielsko dzielą się informacjami o złowionych rybach, używanych przynętach jak i nie rzadko je pokazują i wymieniają się nimi między sobą. A z kolei na odcinkach, gdzie można zabierać ryby każdy patrzy na siebie z pod byka i patrzy, a żeby ktoś inny nie złapał czasem więcej ryb niż ja. I niestety przynajmniej z moich doświadczeń wynika iż nieśmiertelnym hasłem takich "niby wędkarzy", którzy nie potrafią odpowiedzieć dzień dobry jest " same małe biorą, nie ma sensu siedzieć lub nawet nie ruszyło" , a pełna siatka leży w wodzie :)
    Niestety, ale jeden z podejmujących temat przytoczył, iż jeżdżąc na pewny odcinek rzeki, na którym łowił piękne pstrągi, które później wypuszczał z powrotem do rzeki podzielił się owym miejscem ze znajomym wędkarzem, który jeździł w to miejsce ze swoimi znajomymi jakiś czas.
Kiedy ów kolega wybrał się tam znów i ku swemu zdziwieniu nie złapał nic przyzwoitego, a widząc się ze swoim kolegą, któremu o nim powiedział stwierdził, że tam nie ma ryb ( no nic dziwnego, gdy za każdym razem brało się limit, jeździło często i to nie samemu, więc ryby też w końcu zostały  odłowione). Oczywiści też zgodziliśmy się z tym, że nie ma nic złego z zabraniem ryby, gdy na taką mamy ochotę oczywiście kiedy możemy ją zabrać i nie jest to nagminne powiązane ze szkodą na daną populację.
      Ja też niejednokrotnie pytany o swoje miejsca utrzymuję powściągliwość z obawy o najazd pseudo-wędkarzy mających tylko na uwadze złowienie jak największej ilości ryb. Bardzo często też spotkałem się z sytuacjami, gdzie złowiłem rybę niewymiarową, którą wypuszczałem słyszałem tylko "weź Pan ją każdy tak robi". Niestety takich ludzi, którzy tak myślą jest w dzisiejszych czasach jeszcze olbrzymie grono między innymi przez kary, które są nie adekwatne do takiego postępowania, którego nie da się określić inaczej jak tylko kłusownictwo.
     Dochodząc do końca naszych refleksji na temat tego zjawiska doszliśmy do wniosku, że można się dzielić informacjami jak i uświadamiać ludzi bardzo intensywnie, że wędkarstwo to hobby- (uzależnienie), a nie sposób na łatwy zarobek przez sprzedaż złowionych ryb (co jest również częstym zjawiskiem niestety) jak i wypełnianie lodówki po brzegi.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz